Dzisiejszy post jest dla mnie niezwykle ważny, bo temat, którym się z Wami dzielę, jest kluczowy w kontekście tego, jak postrzegam wiarę.
Tak, zgadza się: dziewczyna pisząca chrześcijańskiego bloga wyznaje, że nie jest osobą religijną. Bo “religijność” taka, jak ją postrzegam, jest ograniczająca i zamyka nas na to, co powinno być istotą naszej wiary.
Wychowałam się w środowisku, w którym wiara katolicka była tą najbardziej popularną. W niewielkim mieście, w którym spędziłam 18 lat mojego życia, uczestnictwo w nabożeństwach, spotkaniach grup formacyjnych i zainteresowanie życiem parafii było uważane za “niezbędnik” dobrego chrześcijanina.
Nie zrozumcie mnie źle: nie mam nic przeciwko tym wspólnym modlitwom i spotkaniom (sama przez wiele lat aktywnie udzielałam się w Dzieciach Maryi i Ruchu Światło-Życie). Mogą być one piękną częścią duchowego rozwoju i dzięki ich obecności Kościół ma szansę na życie. Jednak po moich wieloletnich obserwacjach nareszcie udaje mi się nazwać te rzeczy, które mogły odpychać osoby deklarujące się jako “niewierzące” lub “wierzące, ale niepraktykujące” przed zaangażowaniem się w życie Kościoła. Bo jeśli mówimy, że wierzymy w Jezusa, którego zmartwychwstanie ma moc całkowitej zmiany naszego życia, to dlaczego zamknięcie, brak entuzjazmu i stagnacja tak często opisują osoby “religijne”?
Odpowiedzią na to pytanie są słowa, które usłyszałam od jednego z działających obecnie w Krakowie pastorów:
Podążanie za Bogiem to przygoda. Jeśli nie, to prawdopodobnie nie doświadczasz tego, czym naprawdę jest wiara.
Bo Jezus ma moc prawdziwej przemiany naszego życia. On chce, byśmy weszli z Nim w bliską relację, stali się przyjaciółmi, dawali się przemieniać i uzdrawiać.
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. -J 15, 15.
Dla Niego ważniejsze od tego, ile czasu spędzimy odmawiając “formułki” modlitewne, jest to, jak bardzo jesteśmy otwarci, by zostać porwanymi w niesamowitą przygodę, jaką jest bliskość relacji z Nim.
Miłości pragnę, nie krwawej ofiary,
poznania Boga bardziej niż całopaleń. – Oz 6, 6
I nie bójmy się wychodzić z tej “religijnej” strefy komfortu. Jezus jadał z grzesznikami (Mk 2, 15), sprzeciwiał się postawie faryzeuszy, którzy na pierwszym miejscu zamiast relacji z Bogiem stawiali sobie przestrzeganie żydowskiego prawa (Mt 23). Jezus był rewolucjonistą, więc my też nie bójmy się rewolucjonizować panujących przyzwyczajeń religijnych. Wierzę, że jest to być pierwszy krok to odrodzenia Kościoła, który będzie przestrzenią spotkania ludzi o prawdziwej pasji dzielenia się żywym działaniem Jezusa w ich życiu. On wpłynął na Jego słuchaczy tak, że faktycznie poszli na cały świat, by głosić Dobrą Nowinę!
Jesteś zmęczony “religijnością”, która zamknęła Cię na żywe doświadczenie tego, jak On jest dobry? Jeśli jest w Tobie gotowość, by wejść na całkowicie nową drogę, szukasz sensu Twojego życia i rodzą się w Tobie jakieś pytania z tym związane, pisz do mnie śmiało!
Z miłością,
Kasia