Dzisiaj pora na krótką historię mojej przemiany, czyli świadectwo. W tym wpisie podzielę się z Wami tym, jak ja odkryłam najlepszą wersję życia właśnie w Jezusie. W jaki sposób porzucam myślenie, które przez długi czas narzucał mi ten świat- że ciągle muszę “więcej, lepiej, bardziej”. Zapraszam do lektury!
Im więcej, tym lepiej
Wychowałam się w domu z chrześcijańskimi wartościami- modlitwa, niedzielne chodzenie do kościoła były dla mnie od zawsze czymś, co uważałam za normalne. Jestem za to ogromnie wdzięczna- od dziecka miałam możliwość bycia blisko Boga!
Angażowałam się w wielu wspólnotach jako animatorka, wolontariuszka, brałam udział w rekolekcjach. Jednym słowem: patrząc na moje życie z boku, można było stwierdzić, że jestem tą „super” chrześcijanką. Tak też postrzegało mnie w tym czasie wielu znajomych, którym nie było po drodze do kościoła. Teraz już wiem, że w rzeczywistości często byłam daleko od Jezusa. Moje działania i zaangażowanie wypływały z tego, że gdzieś w głębi duszy czułam, że muszę zasłużyć sobie na miłość Jezusa przez to, ile uda mi się zrobić. Miałam poczucie, że im więcej rzeczy wykonam, tym bardziej będę pokochana i zauważona. Jak łatwo się domyślić, ten sposób myślenia nie odnosił się wyłącznie do mojej relacji z Jezusem- kierował też moimi relacjami z innymi ludźmi i moim postrzeganiem samej siebie.
Sama przez długi czas sądziłam, że aby żyć pełnią życia, muszę mieć coś, czym mogę się ‚pochwalić’ wśród znajomych lub na Instagramie. Czy chodziło o te wszystkie miejsca, które zwiedziłam, języki, które opanowałam, książki, które przeczytałam- oraz wiele więcej. Teraz już wiem, że nie muszę za wszelką cenę starać się być lepsza, ciekawsza od innych, by być godną zainteresowania i miłości.
Zawsze można to zrobić lepiej
W ubiegłym roku bardzo jasno odkryłam problem, z którym zmagałam się od wielu lat. Jestem perfekcjonistką. Wcześniej nie byłam świadoma, że w ogóle jest w tym coś niedobrego- przecież w świetle wymagań, jakie stawia nam w obecnych czasach świat, jest to cecha jak najbardziej pożądana. Perfekcjonizm zapoczątkował moje kompleksy, zaburzenia odżywiania, zbyt wysokie wymagania, jakie stawiałam sobie w kwestii zdobywania wiedzy. Nie chcąc tego otwarcie przyznać nawet przed samą sobą, ciągle porównywałam się z innymi i miałam poczucie, że czegoś mi brakuje.
Moment przełomowy
Po mojej przeprowadzce na studia do Krakowa naturalnie wiele rzeczy się zmieniło. Dziesiątki nowych znajomości, odmienne obowiązki, mniejszy kontakt z bliskimi mi osobami z mojego rodzinnego miasta, początek wspaniałej relacji o którą modliłam się od wielu miesięcy. W tych wielu „zewnętrzych” zmianach, jakich doświadczałam, czułam, że zmieniam się również wewnątrz. Przełomem, który odegrał dużą rolę w całej mojej historii było zaproszenie do jednego z krakowskich kościołów, w którym odkryłam moc wspólnoty i uwielbienia. Wiele z kazań, świadectw i modlitw, które miały tam miejsce, stopniowo zaczęły wypełniać dziurę, która powstała w moim sercu. Wezwania do radykalnych zmian i bycia chrześcijaninem „po całości” były tym, co tak długo potrzebowałam usłyszeć.
Stopniowy proces
Od rozpoczęcia mojej przygody w Kościele dla Miasta Krakowa minęło już kilka dobrych miesięcy. Po każdym nabożeństwie czy spotkaniu, widząc ogromną moc, z jaką Jezus przemieniał innych, miałam w sobie coraz większą chęć oddania siebie Jezusowi. Nie ukrywam, musiałam zmagać się z myślami takimi jak: „moje problemy to wcale nie są problemy, inni zmagają się z rzeczami o wiele trudniejszymi niż ja”, „przecież już wierzę w Jezusa, doświadczyłam wielu pięknych chwil, więc pewnie już żaden wielki przełom się nie wydarzy”- ale wiem, że był to głos ciemności. Otwierając swoje serce na zaufanie Bogu, stopniowo w moim życiu zauważałam działania Ducha Świętego. „Możesz Mi zaufać”- zapewniał głos obecny w mojej głowie.
Zaufanie Ten głos jest obecny w mojej głowie do tej chwili. Jezus wyprowadził mnie z błędnych działań motywowanych myśleniem, że muszę sobie zasłużyć na Jego miłość. Kiedy po okresie duchowego “doła” i poczucia bezsensu wiary odkryłam na nowo tę niesamowitą wersję życia, którą ma dla mnie Bóg, zaczęłam dostrzegać w moim życiu wiele zmian na lepsze. Po pierwsze: staram się ufać Bogu bardziej niż kontrolować każdy aspekt mojego życia. Gdy oddaję Mu moje lęki, słabości i ogólną beznadzieję, czuję i wierzę, że On wchodzi w to wszystko ze swoją przemieniającą mocą. Co więcej, w tym okresie zrodziła się we mnie ogromna potrzeba dzielenia się Dobrą Nowiną z innym i… w ten oto sposób powstał blog ‘to see more’!
Nigdy sama
Czy po mojej ponownej decyzji pójścia za Jezusem wszystko stało się łatwiejsze i zniknęły moje zmartwienia i problemy? Ależ skąd! Gorsze dni i zniechęcające myśli miewam nadal, ale mam do nich zupełnie inny stosunek.
Podczas jednej z rozmów w ostatnim czasie znajoma zapytała mnie wprost: “Kiedy masz jakiś problem, trudności, z którymi nie potrafisz sobie sama poradzić, to czy jest ktoś, do kogo wtedy się zwracasz i masz pewność, że Cię wysłucha, pomoże Ci?”. Od razu nasunęła mi się na usta odpowiedź: “Jezus”. W tamtym momencie sama byłam w szoku, że On był tym, kto pojawił się w moich myślach tak automatycznie.
Myślę, że świadomość Jego obecności ze mną przez cały czas (nawet gdy szukam miliona wymówek do modlitwy, poświęcenia Mu kilku minut mojego dnia) wlewa we mnie ogromny spokój i poczucie, że niezależnie od tego, jak bardzo jest mi ciężko, On wie co czuję i jest w tym ze mną.
Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie – Mk 16, 24
Dla mnie przyjaźń z Jezusem to ciągły proces odcinania się od mojego egoizmu. Wierzę, że gdy otwieram się na Jego głos i pielęgnuję tę relację, On ma nieograniczone pole do działania i przemieniania mojego życia, by stawało się coraz bliższe Jego wizji.
Było już wiele sytuacji, w których doświadczyłam niesamowitego działania Jezusa. Zdziałał cuda w moim życiu przemieniając mnie z zakompleksionej i pogubionej dziewczyny w szczęśliwą i ufająca Mu Córkę Króla. Mam pewność, że to tylko początek tego, co dla mnie przygotował i już nie mogę się doczekać Jego kolejnych planów na mnie i moich bliskich!
A jaka jest Twoja historia nawrócenia? Czy może wciąż jesteś w procesie poszukiwania sensu tego wszystkiego, co robisz? Jeśli chcesz się nią podzielić, napisz do mnie w wiadomości prywatnej lub zostaw komentarz!
Z miłością,
Kasia
Jest poranek, jestem wdzięczna za to , że dzisiejszy dzień zaczynam od przeczytania Twojego bloga Kasiu 😘😘
Dzięki Kasia, że podzieliłaś się tym pięknym słowem 🤍
Jejku, piękne jest to co piszesz i bardzo inspirujące, Jezus naprawdę działa na cudowne sposoby <3 Dla mnie przełomowy moment był w czasie, gdy natchniony kazaniami, zacząłem modląc się rozmawiać z Jezusem jak z przyjacielem, nie tylko dziękować i prosić, ale zwierzać się, opowiadać.. od razu poczułem Jego bliskość <3 Nie mogę się doczekać kolejnych artykułów o Twojej relacji z Bogiem 🙂