Dzisiaj przychodzę do Was z tematem związanym z podróżami, moimi nowymi odkryciami duchowymi i refleksją na temat tego, czym dla mnie były tegoroczne Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie. Zapraszam do lektury!
Jak zaczęła się moja przygoda?
Myślę, że na początku warto wspomnieć o tym, jak w ogóle zdecydowałam się na wyjazd. Już od wakacji 2022 temat ciągle za mną chodził, jednak nieustannie odkładałam zapisy przede wszystkim ze względu na koszty.
Na początku lipca 2023 podczas wieczornej modlitwy zadałam sobie pytanie: “Dlaczego ja tam kurde nie jadę? Uwielbiam środowiska międzynarodowe, podróże i poznawanie nowych osób. Poza tym czuję, że potrzebuję jakiegoś wydarzenia, które na nowo da mi wiarę w prawdziwy, żywy Kościół!”.
Jednak był już początek lipca… A w wielu miejscach ogłaszano, że wolne miejsca skończyły się w grudniu ubiegłego roku. Z pewną rezygnacją chciałam znaleźć przynajmniej jakieś wydarzenia równoległe, które odbędą się w Polsce. Gdy przeglądałam różne strony archidiecezji krakowskiej i katowickiej natrafiłam na “ŚDM Lizbona- zapisy last minute”
Napisałam maila, kolejnego dnia dostałam odpowiedź, numer kontaktowy do osoby odpowiedzialnej i w ten oto sposób zajęłam ostatnie wolne miejsce w jednej z krakowskich grup!
Wniosek: walczcie do końca, nigdy nie jest za późno! 🙂
Dni diecezjalne w Porto
Wczesnym rankiem 25 lipca wylecieliśmy do Porto- drugiego co do wielkości miasta w Portugalii, które szybko skradło moje serce. Pierwszy tydzień ŚDM-ów to tzw. “dni diecezjalne”, które polegają na tym, że pielgrzymi przebywają na terenie całego kraju, w którym organizowane jest wydarzenie i najczęściej śpią wtedy u rodzin goszczących.
No i znowu spotkało mnie wielkie szczęście- rodzina do której trafiłam była niesamowita! Niesamowicie otwarte starsze małżeństwo bardzo dobrze mówiące po angielsku. A co najbardziej zaskakujące, Jose i Maria mieszkali w pięciopiętrowym domu z basenem i panoramą Porto! Pan Bóg lubi mi ostatnio robić zaskakujące prezenty 🙂
Przez pierwszy tydzień nasz czas był w dużej mierze organizowany przez wolontariuszy niewielkiej parafii Fânzeres: wspólne modlitwy, gry integracyjne i zwiedzanie Porto. Dni były wypełnione po brzegi, jednak trzeba przyznać: panowała dezorganizacja. ŚDMy z pewnością były też okazją do pracy nad cierpliwością i empatią względem innych 🙂
Ten czas będę wspominać przede wszystkim jako piękne doświadczenie innej kultury dzięki godzinom spędzonym przy stole z Portugalczykami, odkrywaniem iberyjskiego “miasta 6 mostów” i próbowaniu nowych smaków (między innymi sławnego wina Porto).
Jednak w sferze duchowej bardzo trudno było mi się odnaleźć. Napięty plan przez który na sen pozostawało 5/6 godzin na dobę nie dawał mi możliwość faktycznego zatrzymania się i skupienia na tym, co działo się w mojej duszy. Te odczucia początkowo wzbudzały we mnie rozczarowanie i irytację, bo jadąc na tak wielkie wydarzenie religijne spodziewałam się trochę innych doświadczeń.
Po kilku dniach doszłam do wniosku, że szkoda tracić energię (której i tak miałam niewiele :)) na irytację. Może właśnie to była lekcja, której właśnie wtedy potrzebowałam:
- Jak zwracać się z miłością i otwartością do innych mimo tego, że fizycznie czuję, że brakuje mi na to sił?
- W jaki sposób mogę dbać o relacje na odległość z bliskimi mi osobami, które zostały na te kilkanaście dni w Polsce?
Bardzo często oczekiwania mijają się z rzeczywistością, teraz też miałam takie odczucie. Jednak to, że wiele rzeczy wygląda inaczej, niż sobie wyobrażaliśmy, może być niesamowitą okazją do nauki poddawania się działaniu Ducha Świętego. Jeśli Mu zaufamy, to w momentach, gdy nie wiemy co robić, On wskazuje nam drogę i uspokaja nasze rozbiegane myśli.
Tak też z każdym dniem coraz bardziej czułam, że jestem dokładnie w tym miejscu, w jakim powinnam być. Podróżowanie w pojedynkę (na wyjazd zdecydowałam się nie znając absolutnie nikogo z grupy) ma wiele plusów- jednym z nich było to, że bez problemu mogłam “wędrować” między różnymi osobami i dzięki temu ten wyjazd zaowocował wieloma nowymi znajomościami!
Tak jak już wcześniej wspomniałam, Porto skradło moje serce nawet bardziej niż Lizbona! Oto kilka moich ulubionych miejsc, które polecam Waszej uwadze:
- Dworzec kolejowy Porto-São Bento
Znany z przepięknych portugalskich płytek azulejo, które ozdabiają przedsionek budynku.
2. widok z Klasztoru Mosteiro da Serra do Pilar
Na pierwszym zdjęciu widać niesamowitą panoramę starej części miasta o nazwie Ribeira, naprawdę widok zapiera dech w piersi! Drugie zdjęcie pokazuje widok klasztory z drugiego brzegu rzeki
3. Palácio da Bolsa
Wstęp do pałacu jest płatny, ale ja podczas podróży przyjmuję założenie, że warto wydać trochę oszczędności na rzeczy, których możemy doświadczyć prawdopodobnie tylko raz w życiu! Budynek umieszczony na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO z niesamowitą salą w stylu arabskim (Salão Árabe). Jedne z najlepiej wydanych pieniędzy w Porto!
4. Katedra Sé do Porto
Punkt obowiązkowy na liście każdego turysty w Porto! Przed katedrą można podziwiać widoki Ribeiry (jednej z dzielnic Porto mieszczącej się nad rzeką Douro), a w środku odsapnąć chwilę od tłumu i pomodlić się w otoczeniu piękna portugalskiej architektury sakralnej. Dla miłośników robienia klimatycznych zdjęć polecam udanie się na krużganki za katedrą wyłożone biało-niebieskimi płytkami.
5. punkt widokowy Miradouro of Sta. Catarina
To magiczne miejsce pokazał mi mój portugalski “tata” z rodziny goszczącej 🙂 Punkt wyjątkowy, bo większość turystów nie ma o nim pojęcia! A warto je odwiedzić, ponieważ ze znacznej wysokości można podziwiać rzekę Douro wpływającą do Oceanu Atlantyckiego. Niestety zdjęcia, które tam zrobiłam nie wyszły dobrze z powodu brzydkiej pogody. Może to zachęci Was do tego, by odwiedzić to miejsce i przekonać się na własne oczy o jego uroku!
Przygoda w Lizbonie
Po pełnych emocji pożegnaniach z rodzinami goszczącymi wsiedliśmy do autokaru i udaliśmy się do stolicy Portugalii, gdzie miały miejsce wydarzenia centralne tegorocznych Światowych Dni Młodzieży. Tak jak nas ostrzegano, klimat bardzo różnił się od tego, do którego przywykliśmy w Porto. Temperatury dochodzące do 40*C i słońce były często niemałym wyzwaniem, ale na pewno bardziej odpowiadającym mi niż pochmurne miesiące w Polsce 🙂 Każdy z nas po tych kilku dniach mógł pochwalić się śródziemnomorską opalenizną i jaśniejszymi włosami 😀
Nasza grupa w dniach 01-06.08 zalokowała się w jednej z lizbońskich szkół przeznaczonych jako miejsca noclegowe dla pielgrzymów z całego świata. Spanie na karimatach i brak ciepłej wody w prysznicach były nauką tego, by doceniać najdrobniejsze szczegóły w naszych domach, których teraz brakowało. Chociaż będąc szczerą, od jakiegoś czasu szukałam motywacji, by zacząć brać zimne prysznice, i oto i ona. Uwaga- nasze pragnienia bardzo często się spełniają, więc uważaj czego w życiu chcesz 😛
Większość naszego pobytu w Lizbonie zajęły wydarzenia specjalnie przygotowane dla grup z Polski. Katechezy, koncerty i spotkania integracyjne dawały możliwość do tego, by w Lizbonie poczuć się swobodnie, trochę jak w kraju ojczystym 🙂 Ogólnie w całej Lizbonie roiło się od Polaków do tego stopnia, że czasem można było poczuć się jak w nieco cieplejszej wersji Polski 😉
Oczywiście mieliśmy również szansę na uczestnictwo w wydarzeniach międzynarodowych, którym przewodniczył papież Franciszek. Uroczyste powitanie, Droga Krzyżowa oraz wieczorne czuwanie zakończone niedzielną mszą świętą dały nam możliwość przeżycia tego czasu wspólnie z pielgrzymami z całego świata.
Czuwanie na Campo da Graça
Z tego czasu najbardziej istotnym wydarzeniem, na jakie czekałam od długiego czasu, było sobotnie czuwanie na Campo da Graça w Parque Tejo. Miejsce wydarzeń było znacznie oddalone od centrum Lizbony, więc musieliśmy wyruszyć dosyć wcześnie, żeby powalczyć o miejsce na karimaty w naszym sektorze 🙂 Droga na Campo da Graça będzie jednym ze wspomnień ŚDM, które zdecydowanie pozostanie ze mną na długo- około 2 mln osób idących przez kilka godzin w zbitym tłumie przy pełnym słońcu w 40*C. Wydaje się to niemożliwe do przetrwania, ale na tym między innymi chyba polega magia ŚDM: dochodzenie do tego, że niemożliwe staje się możliwe!
Po dotarciu na miejsce mieliśmy czas na rozpakowanie swoich niewielu rzeczy (przydaje się tu idea light travelling, bo wszystko czego użyjemy przez 30h nosimy ze sobą, łącznie ze śpiworem, kocem/karimatą). Po jakimś czasie okazało się, że nasz sektor jest pełen Hiszpanów (wspaniale, bo będąc po pierwszym roku studiów filologii hiszpańskiej mogłam poćwiczyć rozmowy w praktyce), więc zgodnie z ŚDM’owym zwyczajem wymieniliśmy się gadżetami z krajów, z których pochodzimy. Tak zdobyłam czerwono-żółtą bransoletkę oraz hiszpańską flagę 🙂
Wieczorem miały miejsce część artystyczna, adoracja i przemówienie papieża, które bardzo do mnie przemówiło, ale o tym za chwilę! Gdy zmęczona po całodniowym wysiłku i dużej dawce adrenaliny moja grupa już zasnęła, ja leżałam jeszcze chwilę, chcąc zobaczyć choć kilka minut wyświetlanego wszystkim uczestnikom filmu: “The Letter”. I mogę powiedzieć tylko jedno: bardzo, bardzo go polecam! Pokazuje on wpływ zmian klimatycznych na osoby z różnych części świata, których ten problem dotknął w różnoraki sposób. Skupia się na istotnej roli Kościoła w działaniach, które musimy podjąć już teraz, by ratować ten niesamowity dar, jakim jest Ziemia.
Official Trailer | The Letter: Laudato Si Film
Kilka godzin upragnionego snu zostało przerwane zaraz po wschodzie słońca w wydawałoby się bardzo nietypowy jak na ŚDM sposób- ale nic bardziej mylnego. Młody ksiądz w koloratce przejął stanowisko DJ-a na głównej scenie i z samego rana zaserwował nam porcję techno na dobry początek dnia 🙂 Ten kto sądzi, że w Kościele nie ma miejsca na szalone pomysły i zabawę, żyje w błędzie 😛
Ostatnim wydarzeniem, w którym brali udział wszyscy uczestnicy ŚDM, była uroczysta msza święta w języku portugalskim. Bardzo się ucieszyłam, że jestem na tyle obeznana w językach romańskich, że mogłam sporo zrozumieć, bo tłumaczenia na słuchawkach nie działały najlepiej…
Po jej zakończeniu, spakowaliśmy nasz rzeczy i razem z tłumem udaliśmy się w podróż powrotną z Parque Tejo do szkoły, by zabrać nasze rzeczy i udać się na lotnisko. Pomimo zmęczenia, które nagromadziło się po tych kilkunastu dniach, naprawdę żal było opuszczać Portugalię; żar słońca, szum oceanu i otwartość Portugalczyków jeszcze bardziej rozkochały mnie w tym zakątku Europy.
Dawka przemyśleń
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego w poście na temat wydarzenia religijnego na masową skalę tak mało piszę o przeżyciach duchowych? Odpowiedź jest prosta: chciałam zostawić to najlepsze na koniec!
Podczas startu samolotu na trasie Lizbona-Katowice, podziwiając niesamowity nocny widok stolicy Portugalii z lotu ptaka, chciałam zebrać to wszystko, czego doświadczyłam w jakąś sensowną całość, która będzie dla mnie dobrą motywacją do zrobienia życiowego “kroku w przód”. I oto kilka moich najważniejszych przemyśleń i ważnych przesłań, które zapisywałam na bieżąco:
- Kościół ma być miejscem dla każdego, naprawdę każdego. Patrząc na mieszankę kultur, języków, wieku, historii, sposobów postrzegania świata, mam świadomość, że Jezus kocha i przyjmuje wszystkich ludzi, bez wyjątków. To my nakładamy na nasz światopogląd zasłonę uprzedzeń, egoizmu, strachu przed “innością”- a przecież naszym głównym życiowym powołaniem jest “odnawianie umysłu” (Rz 12,2). Uczmy się otwartości na innych i szerokiego patrzenia na świat, nie będąc zamkniętymi we własnym ego.
- “Jedyny moment, w którym można popatrzeć na kogoś z góry, to ten, gdy pomaga mu się wstać”- papież Franciszek
- Coraz więcej osób teraz żyje w zamknięciu, coraz trudniej wychodzić nam na zewnątrz, czego niestety powodem mogą być przyzwyczajenia i lęki, które zostały z nami po pandemii. W tej sytuacji piękną inspiracją jest Maryja, która podjęła inicjatywę, wstała i wyszła z pośpiechem, ale nie z lękiem. Sami nie jesteśmy w stanie tego dokonać, otworzyć się na świat w takim stopniu, do jakiego stworzył nas Bóg: potrzebujemy przemieniającej wszystko mocy Ducha Świętego. By z chaosu naszego życia powstał ład, konieczna jest Jego interwencja.
- Nie da się być świętym bez rozeznania, inaczej jesteśmy marionetkami w rękach tego świata. A czym jest to rozeznanie? To ciągłe pytanie siebie: “Jaki duch mną kieruje: duch świata, chciwości, porównywania się do innych, nieczystości, czy jest to Duch Święty?” Wiele zła w obecnych czasach kryje się pod maską dobra: w różnych instytucjach, wielkich słowach czy nawet w samym Kościele. Musimy być bardzo czujni i badać, czy we wszystkich wyborach, jakie podejmujemy, idziemy za głosem Jezusa.
- W czasie wielu skandali w Kościele i wśród osób, które teoretycznie powinny dawać swoim życiem świadectwo, nie można zatracić wiary, że prawdziwe dobro i Bóg istnieją, są możliwe. Trzeba się wysilić i się do nich “przebijać”. Tylko ten, kto chce się przebijać, kocha. Jeśli kochasz, podejmiesz każdy trud, by dostać się do Skarbu. A gdy już do Niego dotrzesz, będziesz musiał być Apostołem, bo prawdziwego doświadczenia z Jezusem nie da się ukryć.
- Bóg, który jest Wszechmocny, staje się przy nas bezsilny, gdy nie jesteśmy na Niego otwarci.
- Słowa jednej z osób, która dzieliła się świadectwem podczas Drogi Krzyżowej: “Po przejściu tych wszystkich ścieżek, jakie ten świat ma do zaoferowania, odkryłem, że Jezus jest tym Jedynym, który może mnie zaspokoić”.
- Jezus wzywa nas do spokojnego życia, skupieniu się na tempie, jakie On sam nam nadaje. Walczmy z chorą ideą nadmiernej produktywności, która niszczy nasze marzenia i odbiera radość.
Na dzisiaj to wszystko. Mam nadzieję, że ten post zainspirował Was do nowych przemyśleń i zachęci do odwiedzenia tego niesamowitego kraju, jakim jest Portugalia. Kolejne Światowe Dni Młodzieży już w 2027 roku w Seulu, kto się wybiera? 😀
Z miłością,
Kasia